Pisząc o serniku wiedeńskim wspomniałam o smażonej skórce pomarańczowej.
Zapach smażonej skórki pomarańczowej kojarzy mi się z dzieciństwem, z zimą i ze świętami, bo tylko wtedy można było kupić pomarańcze. Mama nie pozwalała wyrzucać skórek z pomarańczy, zbierała je i suszyła a następnie przechowywała w spiżarni w papierowej torebce.
Kiedy uzbierała już odpowiednią ilość (pomarańcze były bardzo krótko w sprzedaży), wkładała wysuszone skórki do rondelka i zalewała zimną wodą. Skórki moczyły się całą noc.
Następnego dnia Mama odlewała wodę w której moczyły się skórki, dolewała nowej wody i doprowadzała zawartość rondelka do wrzenia. Czynność tą powtarzała kilkakrotnie, miało to na celu usunięcie goryczki zawartej w skórkach, chodziło również o to aby skórki były miękkie. Miękkie skórki pozostawiała do wystudzenia, a następnie przy pomocy nożyka usuwała białą gąbczastą część zwaną albedo, oczyszczone z albedo skórki kroiła na małe kwadraciki.
Skórki z 4 średniej wielkości pomarańczy to ~ 10 dkg.
W międzyczasie przygotowywała syrop z cukru i wody.
Do 30 dkg cukru Mama dolewała około 150 ml wody i podgrzewając doprowadzała do powstania syropu do którego dodawała pokrojone w kosteczkę skórki. Smażenie trwało około 1 godziny ( skórki stawały się szkliste). Po godzinie odstawiała rondelek w chłodne miejsce do następnego dnia.
W następnym dniu powtarzała proces smażenia skórek w syropie, tym razem smażyła skórki przez 30 minut, po czym gorące przekładała do małych słoików, zakręcała je stawiała dnem do góry
Mimo iż obecnie można kupić kandyzowane skórki pomarańczowe, każdego roku w okolicach świąt zbieram skórki z pomarańczy, suszę je......itd.
Smażone skórki doskonale nadają się jako dodatek do ciast, serników, pierników, wszędzie tam gdzie dodajemy bakalie.
Moi synowie uwielbiają wyjadać je prosto ze słoiczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz